Pierwszy wyjazd do opieki w Niemczech

Każdy wyjazd, nie tylko zagraniczny, ale nawet do innego miasta, buduje nasz osobisty zbiór ocen i doświadczeń. Spotykamy innych ludzi, rozmawiamy z nimi, załatwiamy różne sprawy i na podstawie naszych jednostkowych wrażeń wydajemy opinie. Ot, taka prosta rzecz jak zapytanie o drogę na dworzec. Jeżeli zapytamy o to w obcym mieście dwie osoby i obie pozostawią nas bez wyjaśnień, po powrocie do naszego miasta mówimy: „ale w tamtym mieście mieszkają nieżyczliwi ludzie”. A przecież spotkaliśmy tylko dwóch mieszkańców tego miasta. Może jedna z tych osób nie pomogła nam, bo też była z innego miasta i nie potrafiła nam pomóc? A ta druga – może ta druga śpieszyła się z lekarstwami do bardzo chorego dziecka? Opiekunki w Niemczech często stają przed dylematem interpretowania zachowań naszych zachodnich sąsiadów.

 

Wyjeżdżając za granicę, jedziemy z bagażem takich jednostkowych ocen o ludziach z innego kraju – wyrobionych na podstawie rozmów z przyjaciółmi, znajomymi, opinii znajomych naszych znajomych. I taka już jest ludzka natura, że ludzie częściej dzielą się tymi złymi wrażeniami albo wiedzą na temat tego, co jest inne niż u nas i nie budzi naszej akceptacji.

MÓJ PIERWSZY RAZ W NIEMCZECH

W zeszłym roku pierwszy raz wyjeżdżałam do pracy opiekunki w Niemczech. Nigdy przedtem nie byłam za granicą. Niemcy – niby sąsiedzi, ale przecież dzieli nas historia, zwłaszcza II wojny światowej. Długo się zastanawiałam, czy będę potrafiła pracować w tym kraju, dobrze opiekować się tymi ludźmi. Jestem emerytowaną pielęgniarką, i to pielęgniarką z powołania. I doszłam do wniosku, że muszę się po prostu przekonać. Dużo rozmyślam, zanim wydam o kimś lub o czymś opinię. Wynik moich przemyśleń: ludzie wymagający opieki nie mają narodowości.

 

Podróż do Niemiec – 10 godzin w takim małym busiku, który zabiera 8 ludzi spod domu w Polsce i rozwozi ich pod konkretne adresy w Niemczech. Wszyscy pasażerowie – opiekunki jadące do pracy. Takie panie, które zajmują się tym już od kilku lat. Czego ja się nasłuchałam! Niemcy nie szanują rodziców, nie ma więzi rodzinnych, opiekunki głodują, są poniżane, traktowane bardzo źle. Wszystkie moje najczarniejsze obawy. Zapytałam przytomnie, dlaczego w takim razie tam nadal pracują. Okazało się, że te „złe” historie są zasłyszane, bo akurat każda z tych pań zawsze dobrze trafiała. Ale i tak jechałam z duszą na ramieniu.

 

Od pierwszej chwili, jak tylko przekroczyłam próg domu, poczułam, że będzie dobrze. Brat i siostra opiekowali się mamą chorą na alzheimera, ale obydwoje byli czynni zawodowo i po prostu nie mogli zajmować się nią osobiście. Nie chcieli oddać mamy do domu opieki. Bardzo ją kochali. Ot, taka sama rodzina jak wiele rodzin u nas. Nie ukrywam, że przez pierwszy tydzień byłam nieufna. Czekałam, aż wydarzy się coś, co potwierdzi zasłyszane wcześniej złe opinie. I nic ich nie potwierdzało. Pewnie, różnice w obyczajach były, dodatkowo bariera językowa utrudniała niektóre sytuacje, ale to było zrozumiałe.

TRAGEDIA OPIEKUNKI W NIEMCZECH

Minął równo miesiąc mojej pracy, kiedy otrzymałam wiadomość z domu: moja córka miała ciężki wypadek samochodowy. Zięć powiedział szczerze, że lekarze nie wiedzą, czy przeżyje następne dwie doby. Dowiedziałam się o tym w sobotę wieczorem i kompletnie się załamałam. Nie wiedziałam, co zrobić, zadzwoniłam tylko do moich niemieckich pracodawców, że muszę natychmiast jechać do domu. Nerwowo szukałam połączeń do Polski – następny autokar w niedzielę wieczorem, małe busiki – zajęte miejsca, podróż pociągiem – kilka przesiadek i czas podróży 12 godzin, samolot – to samo. Płakałam, nie mogłam się opanować. Po godzinie od mojego telefonu przyjechali moi pracodawcy – brat i siostra. Szlochałam tylko, że muszę szybko wrócić do domu i nie wiem, jak to zrobić. Zareagowali bez słowa – ona mnie spakowała, on wsadził do swojego samochodu i zawiózł do Polski, do szpitala. Nie pamiętam nic z tej drogi.

 

Moja córka niestety zmarła. Zdążyłam się z nią pożegnać, odzyskała przytomność na krótko i powiedziała do mnie po raz ostatni „mamusiu”. Wiem, że dzięki temu, że trzymałam ją za rękę, odeszła spokojnie, nie bała się. Nie chcę o tym mówić. Ale nigdy nie zapomnę, komu zawdzięczam to, że zdążyłam. Słyszałam niedawno, jak jedna z moich dalszych sąsiadek powiedziała do jakiejś kobiety: „O, patrz, idzie N. To ta, która była za granicą, jak jej córka umierała.” Tak, tak zostałam oceniona. Nie ma złych czy dobrych Polaków, złych czy dobrych Niemców. Są źli i dobrzy ludzie. Opiekunki w Niemczech coś wiedzą na ten temat…

 

Zdjęcie autora artykułu - Dorota Lewandowska

Dorota Lewandowska

Pełnomocnik Zarządu ds. jakości w firmie CareWork oraz Redaktor Naczelna portalu i kwartalnika arbeitlandia.eu. Ukończyła politologię na UAM w Poznaniu i posiada uprawnienia do wykonywania zawodu pracownika socjalnego, certyfikowany Fachberater für Betreuung in häuslicher Gemeinschaft, doradca niemieckiego instytutu badawczo-szkoleniowego IQH. W branży opieki nad osobami starszymi w Niemczech pracuje już ponad 20 lat.

Zobacz również: