Z zielonymi koniczynkami będzie mi dobrze! Wywiad z opiekunką CareWork

Z zielonymi koniczynkami będzie mi dobrze! Wywiad z opiekunką CareWork

Jej podopieczna gimnastykuje się do "Czterech Pór Roku" Vivaldiego, a ona sama w Niemczech pierwszy raz w życiu wsiadła na karuzelę! Mama pięciorga dzieci, kobieta pełna życia, energii i empatii, czyli nasza Opiekunka – Pani Urszula. Przeczytajcie jej historię.

Pani Urszulo, rozmawiamy z okazji dwóch szczególnych rocznic. Pierwsza z nich już niedługo – 16 marca minie 15-lecie Pani współpracy z CareWork. Druga już za nami, ponieważ od 10 lat opiekuje się Pani tą samą osobą, a to zdarza się bardzo rzadko. Jak wspomina Pani początki tej współpracy? Czy była to sympatia od pierwszego wrażenia?

Wiedziałam, że w domu podopiecznej będę obcą osobą, która nie może nic narzucić. Przekraczając pierwszy raz próg, miałam świadomość, że będę musiała się dopasować. Na szczęście zadziałała chemia i od początku było fajnie. Szybko przekonałam się, że mamy o czym rozmawiać i potrafimy wspólnie spędzać czas. Seniorka jest ciekawym człowiekiem. Prowadziła piękne życie. Opłynęła cały świat, ma wspaniałe filmy i zdjęcia, szafę skoroszytów z opisami podróży. Lubimy je razem przeglądać. Interesują nas podobne rzeczy, łączy nas miłość do książek. Kiedy Olga Tokarczuk dostała nagrodę Nobla, starsza pani podarowała mi "Księgi Jakubowe" po niemiecku. Piękny prezent! Mam w życiu szczęście do ludzi, ale nie chwaląc się, sama też jestem otwarta. Próbuję się nie narzucać i słucham, co inni mają do powiedzenia. Moi znajomi mówią, że jestem dobrym słuchaczem – nie przerywam, dopytuję. Dotyczy to również pracy – staram się proponować, przedstawiać mojej podopiecznej różne opcje, daję jej wybrać, czekam aż zdecyduje. I to działa.

Jak przez ten czas zmieniały się Pani relacje z podopieczną? Jak zmieniała się Pani praca wraz z wiekiem seniorki?

Moja podopieczna ma już 95 lat. Wiek i choroba powodują, że niestety zapomina. Ma coraz mniej cierpliwości, stała się nieco kapryśna i wymagająca, ale absolutnie nie jest to agresja. Trzeba być dla niej cierpliwym i czasami tłumaczyć. Na szczęście nadal jest szczera i powie, jak jej coś nie pasuje. Wiele rzeczy się zmieniło przez te lata – nawet jej zwyczaje, ale nasze relacje są nadal bardzo dobre. Seniorka stała się też słabsza fizycznie i zaczęła wymagać więcej pomocy. Ma problem z mobilnością, ale to twarda kobieta i trzyma się życia. Nadal się gimnastykuje! Dwa razy w tygodniu wykonuje z rehabilitantką ćwiczenia przy rollatorze do "Czterech Pór Roku" Vivaldiego. Potrzebuje uwagi, trzeba być przy niej czujnym i asekurować ją, żeby nie upadła. Warto mieć oczy dookoła głowy, obserwować. Mimo to, to nadal fajne miejsce pracy, a dla mnie super sztela – chwalę sobie!

Obawia się Pani upływu czasu i tego co nieuniknione? Zdecyduje się Pani na opiekę nad inną osobą, czy raczej będzie to koniec Pani kariery zawodowej?

Będzie mi bardzo przykro, jeśli moja podopieczna odejdzie, ale uważam, że dopóki dopisuje mi zdrowie i mam w sobie siłę, będę w stanie pracować jeszcze jako opiekunka i zajmować się inną osobą.

Co ciekawe, nie tylko od 10 lat opiekuje się Pani tą samą osobą, ale przez ten czas miała Pani także stałą zmienniczkę. Czy taki stały tandem ułatwił Pani pracę?

Wymieniając się na zleceniu robimy typowe przekazanie obowiązków. Zawsze coś się zmieni, pojawi coś nowego – a to terminy, a to leki. Rozmawiamy o zachowaniu seniorki, o jej zdrowiu. A jak czegoś nie wiemy to do siebie potem dzwonimy. Jesteśmy z różnych pokoleń, ale co do pracy umiemy się dogadać. Jak nie dam czegoś rady zrobić na swojej zmianie, czegoś nie udało mi się załatwić to mówię wprost i proszę o pomoc. Taki mamy system i to działa.

Wracając do przeszłości, jak zaczęła się Pani przygoda z pracą w opiece?

Wychowałam pięcioro dzieci – wszystkie mieszkają za granicą. Mój mąż zmarł. Żyłam już w Polsce sama, na emeryturze. Wyjazd zasugerowała mi znajoma. Spytała: co będziesz siedzieć? Do Niemiec jedź, zarobisz parę groszy! Pojechałam pierwszy raz z inną firmą, drugą czyli CareWork znalazł mi mój syn. Posprawdzał na internecie i powiedział, że z zielonymi koniczynkami będzie mi dobrze. Miał nosa!

Jakie są najradośniejsze momenty w Pani pracy? Czy jest coś, co jest dla Pani szczególnie przyjemne?

Mam takie fajne wspomnienie z dnia miasteczka, w którym pracuję. Na festynie było dużo atrakcji, w tym wysoka karuzela. I ja wtedy – dojrzała kobieta, z sercem w gardle pierwszy raz w życiu wsiadłam na karuzelę. Bałam się strasznie, ale nie chciałam tego pokazywać. Była ze mną moja podopieczna i to dodało mi odwagi! Szczególnie miłą chwilą w roku są urodziny starszej pani. Wyprawiane są w restauracji, zawsze przychodzi dużo gości, są życzenia i prezenty. Otaczają ją serdeczni ludzie, którzy o niej pamiętają. To bardzo wzruszający widok. Ale na co dzień też jest fajnie. To mała, ale przepiękna miejscowość. Dużo osób ma tu polskie pochodzenie. Mam tu sporo znajomych – kiedy wychodzę, robię zakupy albo spaceruję, każdy się wita, uśmiecha i pyta o moją podopieczną. Z najbliższymi sąsiadami wymieniamy się upominkami na święta – są to drobne rzeczy jak świeczki czy obrazki. Wszyscy są tu otwarci i serdeczni – i dla mnie i dla mojej zmienniczki. Dobrze się tu czuje. Dobrze mi się tu układa. Kocham ludzi, uśmiech mi wiele ułatwia. Nauczyłam się tu funkcjonować, można powiedzieć, że wypracowałam sobie jakiś styl w pracy. Jak kogoś nie rozumiem to proszę o powtórzenie albo wyjaśnienie. Czytam dużo na temat chorób osób starszych, jak mam pytania to dzwonię do mojej córki, która pracuje w klinice.

Skoro rozmawiałyśmy o radościach, warto wspomnieć także o trudnościach. Co Pani zdaniem jest największym wyzwaniem opiekunki?

Największym wyzwaniem jest język. Na początku nie wszystko umiałam powiedzieć po niemiecku i nadal nie umiem, ale daję sobie radę i uczę się dalej. Każdej osobie, która przymierza się do wyjazdu do Niemiec mówię: póki jesteś w domu ucz się tego niemieckiego, ucz się słówek, to ci się przyda. Druga sprawa to trzeba wiedzieć, jak wygląda opieka nad osobą starszą, chorą, niesamodzielną. Są osoby, które mówią mi, że nie dałyby rady. Pracowały za granicą, ale nie czują się na siłach, żeby się kimś opiekować. Boją się, że nie podołałyby tym obowiązkom. Nie wiem, może nie każdy ma taką psychikę albo powołanie. To ciężka praca. Trzeba mieć dużo sympatii dla innych, chcieć ich zrozumieć, wysłuchać i dać się im wypowiedzieć. Trzeba mieć w sobie empatię. To praca dla drugiego człowieka – on jest tu najważniejszy.

Mówiąc o pracy w opiece w Niemczech nieuchronnie pojawia się temat finansów. Nie chcemy jednak pytać o wysokość Pani zarobków, a o to, czy dzięki tej pracy udało się Pani zrealizować jakieś marzenie?

Dzięki tej pracy udaje mi się oszczędzać i pomagać. Wspieram finansowo moją zdolną wnuczkę, która dostała się na Oxford. Dla mojej siostry, która jest po udarze kupuję w Niemczech odżywki i kosmetyki. Przesyłam rodzinie w Polsce i swojej sąsiadce, która opiekuje się mieszkaniem, paczuszki na święta. To co odkładam, planuję kiedyś wydać na podróże – rejs statkiem wycieczkowym z partnerem, zwiedzanie Kalifornii, Arizony i Meksyku ze swoimi dziećmi. A i na Alaskę też chciałabym kiedyś pojechać.

Jak ocenia Pani pracę z CareWork?

Ta współpraca daje mi satysfakcję, poczucie wartości. To się dla mnie liczy. Wiadomo, że zdarzają się trudne sytuacje, problemy do rozwiązania, ale zawsze dostaję pomoc. Na CareWork zawsze mogę liczyć.

 

 

Dziękujemy za rozmowę.

Zobacz również: