Pani Lidia Cieloszyk w Niemczech pracuje już 12 lat. Jest bardzo skromną osobą. Lubi kwiaty. Jej podopieczni mają szczęście, że nie znalazła pracy w innej branży w Niemczech.
To los sprawił, że zaczęłam starać się o pracę w Niemczech. Rozwiodłam się z mężem, jako że wcześniej nie pracowałam miałam problemy ze znalezieniem pracy w Polsce. W kraju zatrudniałam się dorywczo, ale nie dawało mi to satysfakcji – miałam w tym czasie na utrzymaniu dwójkę dzieci, a to kosztuje. Razem z koleżanką poduczyłyśmy się najpierw języka niemieckiego – przede wszystkim słówek, bo mówić nauczyłam się praktycznie w Niemczech. Koleżanka znalazła w gazecie anons firmy, że poszukiwane są do pracy w Niemczech opiekunki. Zadzwoniła, zgłosiła się i zaproponowała mi to samo. Firma oddzwoniła na moje zgłoszenie po dwóch tygodniach i tak to się zaczęło.
Moje dzieci były już dorastające – córka miała 18 lat, a syn przeszło 20.
To była moja decyzja. Musiałam troszczyć się i o dzieci, i o siebie.
Nikt nie odnosił się źle do mojego pomysłu, bo bardzo wiele osób z mojej okolicy jeździ do pracy w Niemczech. Pracują w różnym charakterze, nikt jednak w opiece. Byłam dobrze zorientowana w tym temacie. Sama chciałam podjąć inną pracę, ale 12 lat temu, podobnie jak moja koleżanka, miałam skończone 52 lata i nikt nie chciał nas zatrudnić np. w gospodarstwie.
W rodzinie opiekowałam się babcią i mamą. Trochę poczytałam przed wyjazdem. Mam także koleżankę, która jest pielęgniarką i pokazała mi jak postępować z osobą leżącą.
Nie liczyłam. Mam jednak stałe miejsce, do którego jeżdżę od 12 lat. Po drodze mam krótsze wyjazdy.
Jeżdżę do tej samej rodziny. Na początku opiekowałam się leżącą panią, która zmarła sześć lata temu. Mąż podopiecznej zapytał mnie, czy wraz z moją zmienniczką będziemy nadal przyjeżdżały. Obie zgodziłyśmy się i tak jeździmy do tej pory.
To jest już przyzwyczajenie. Znają nas wszyscy sąsiedzi.
Trafiłam na wieś, do bardzo ładnego domku, bardzo zamożnej rodziny, ale gdzie by się nie wyszło… wszędzie rosła kukurydza! Gdy to zobaczyłam, naprawdę się wystraszyłam. Ale cóż, skoro pojechałam, trzeba było zacisnąć zęby i próbować przeżyć dwa miesiące. Wytrzymałam. Byłam w tej miejscowości jeszcze parę razy, wymieniając się z innymi osobami. Początki były jednak ciężkie. Ze względu na język był to dla mnie wielki stres.
To było małżeństwo. Praktycznie byłam jednak zatrudniona do opieki nad Panem, do którego przyjeżdżały także służby, więc moja rola sprowadzała się głównie do podawania mu jedzenia. Przygotowywałam śniadania i kolacje, natomiast obiady gotowałam razem z jego małżonką. Rodzinę często odwiedzały córki, więc nie wspominam tych wyjazdów źle. Stresująca była jedynie mowa niemiecka.
Jeśli czegoś nie rozumiałam – zapisywałam. Gdy miałam wolną chwilę biegłam do swojego pokoju i szukałam znaczenia w słowniku. Nie było to wcale proste, gdy wyraz był odmieniony… to było okropne! Żona podopiecznego była dla mnie bardzo miła i czasami siadała naprzeciwko mnie i pokazywała mi jak muszę wymawiać poszczególne słowa, czy zwroty. Bardzo dużo mi w ten sposób pomogła.
Przede wszystkim na zachód w stronę Westfalii.
Nie. Wydaje mi się, że Niemcy są przyzwyczajeni do wielu narodowości w swoim kraju i wiedzą, że wiele osób nie mówi czysto po niemiecku. Wkładają więc wysiłek, by rozmówca ich zrozumiał.
Nie, nie spotkałam się z czymś takim. Wracając z Niemiec autobusem słyszę czasami takie opowieści, ale mnie nigdy się to nie zdarzyło.
Wydaje mi się, że rodziny są wdzięczne. Są miłe i zawsze dziękują za moją opiekę. Do dziś niektóre z nich dzwonią do mnie, by zapytać co słychać. Opiekowałam się kiedyś panią, która miała trzy córki – bardzo się polubiłyśmy nawzajem. Po śmierci córki przysłały mi kolczyki z perłami, które należały do ich mamy. Ten prezent miał byś pamiątką po starszej pani, która mówiła do mnie Perło z Polski.
Nie. Rodziny bardzo pilnują zakresu moich obowiązków, znają zapisy kontraktu. Myślę, że boją się niedotrzymania umowy.
Ze względu na obowiązki nie mam czasu na spotkania. Zaprzyjaźniłam się kiedyś z pewną panią z Hanoweru, ale nie wiem czy jeszcze kiedyś się spotkamy. W miejscowości, do której jeżdżę od 12 lat mam znajomych i czasami zapraszają mnie na kawę.
Sporadycznie. Mam kontakt telefoniczny z kilkoma osobami, ale z reguły gdy ja jestem w kraju, one są w Niemczech i odwrotnie.
Uważam, że zawsze trzeba być sobą. Nie można się poniżać, ale też i wywyższać. Starszym osobom nie można za wiele dyktować. I należy pamiętać, że one są u siebie, a my jedynie w pracy.
Opiekowałam się osobami leżącymi, a także takimi, które chodziły samodzielnie lub za pomocą balkonika i którym potrzebna była pomoc jedynie w ubieraniu się, czy myciu.
Pracowałam niedawno z panią chorą na demencję. Było bardzo ciężko. Miała wstręt do picia. Jeny, ile ja się musiałam naprosić, by coś wypiła… ciągle przy niej stałam, a ona moczyła usta i… odkładała kubek. Podawałam kubek i zaczynałam prosić. Trzeba zęby zacisnąć i pomagać. Po to przecież jestem.
W mojej pracy raczej się to nie zdarza. Przypominam sobie jedynie jedną podopieczną, która bardzo wiele spała w ciągu dnia, a z kolei w nocy nie potrafiła zasnąć z powodu kaszlu. Stałam przy niej z jej mężem, by to poprawić łóżko i ustawić wyżej, a to by przełożyć ją na drugi bok. Próbowaliśmy wszystkiego, by jej ulżyć. Choć nie musiałam tego robić, to nie miałam sumienia zostawić jej męża samego.
Nie. Miałam szczęście, że nie przytrafiły mi się takie sytuacje. Odpukać…
Nie wiem. Może… myślę, że to ich należałoby zapytać.
Mnie się wydaje, że normalna – śmieje się Pani Lidia.
To zależy od osoby. Byłam u pani, z którą grałam w karty, siadywałyśmy na balkonie, karmiłyśmy ptaki. Moja ostatnia podopieczna bardzo lubiła oglądać telewizję. Zastanawiałam się, jak długo można wpatrywać się w ekran. Zaczęłam z nią grać w Chińczyka, wychodzić na spacery, ale niechętnie chodziła. Niewiele ją interesowało. Najszczęśliwsza była mogąc oglądać telewizję.
Jeśli rodzina zatrudnia opiekuna to senior pozostaje raczej w domu. Istnieje dzienna opieka poza domem, gdzie starsza osoba rano jest zabierana do ośrodka, a wieczorem przywożona do domu, ale wiele rodzin decyduje się na zatrudnienie opiekunki osób starszych w Niemczech.
Trzeba tak gotować, jak życzy sobie tego podopieczny i jego rodzina.
Są to osoby starsze i jeżeli nie są wegetarianami albo weganami, to ich posiłki są zupełnie podobne do naszych.
Jedyny przepis jaki przywiozłam do Polski to na jabłecznik zakryty – bardzo dobry! Przepisu nauczyła mnie synowa podopiecznej. Od tego czasu powieliłam go wielu znajomym w Polsce.
To bardzo prosty przepis. Robi się kruche ciasto i dzieli na dwie części. Ciastem wykłada się tortownicę, kładzie na nie jabłka i przykrywa drugą częścią ciasta. Po upieczeniu je się je z bitą śmietaną.
Zazwyczaj ich dania podobne są do naszych: roladki, gulasz, lasagne, spaghetti.
Sama nie wiem jakby to określić… ponieważ, gdy jestem TAM, chciałabym wrócić do domu. Będąc TU, chcę już TAM pojechać z powrotem.
Trudno mi to wytłumaczyć.
Tak. Bardzo dużo do siebie dzwonimy. Moje kuzynki czytają mi nawet przez telefon naszą lokalną gazetę!
Chodzę na spacery lub odwiedzam sklepy. Czasami sobie coś kupię…
Oj butów to już sobie dosyć kupiłam w Niemczech! Choć teraz w Polsce mamy te same marki, w tej samej cenie. Musi mi wpaść w oko coś innego niż dostanę u nas.
Tak. Od czasu do czasu mogę sobie jakąś przyjemność zafundować. Wyjechałam w ciepłe kraje, o czym zawsze marzyłam. Urządziłam tak, jak zaplanowałam swoje mieszkanie. Odłożyłam trochę pieniędzy na czarną godzinę. Staram się żyć na luzie!
Będąc praktycznie cały czas ze starszą osobą i mając jedynie dwie godziny wolnego nie mam możliwości zwiedzania. Trafiam do jednorodzinnych domów, które są z dala od centrum. Czasami rodziny zabierają mnie by coś mi pokazać i tak w Dortmundzie zobaczyłam np. stadion Borussii.
Nie! Kto by to wytrzymał! Tyle ludzi! To już nie jest dla mnie. Lepiej ogląda się piłkarzy w telewizji.
Tak. Jestem fanem Borussii, bo w tym rejonie przebywam najwięcej. W tym klubie grał Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski. Niemcy wiedzą, że są Polakami. Gdy Lewandowski strzelał bramki to OJEJ!
Byłabym za Polską!
W firmie CareWork chcielibyśmy opowiedzieć nieco więcej o ludziach, dzięki którym możemy realizować usługi opiekuńcze w Niemczech – o naszych opiekunach.
O tym, jak naprawdę wygląda ta praca, jakie są jej blaski i cienie najlepiej mogą opowiedzieć ci, którzy pracują w Niemczech – nasi opiekunowie. Dlatego chcemy oddać im głos i stąd pomysł na serię wywiadów z opiekunami CareWork.
Mamy nadzieję, że historie naszych opiekunów, ich doświadczenia i przeżycia pomogą osobom, które niedawno zaczęły pracę w opiece albo zainspirują tych, którzy rozważają podjęcie pracy jako opiekun osób starszych w Niemczech.
Zapraszamy do lektury następnych wywiadów, które pojawia się w zakładce „Historie prawdziwe”!